NATURALNY DZIADEK – czy zanim sięgniesz po tabletkę, myślisz o ZIOŁACH?

utworzone przez | sty 8, 2019 | Blog, Praktyczne wskazówki

Zioła w leczeniu - naturalny dziadek

Moje dzieciństwo to Dziadek z krzaczastymi brwiami i surowym ale kochającym spojrzeniem.

W niedzielne poranki Dziadek zawsze robił najlepszą jajecznicę na świecie. Masło i jajka od gaździny ze wsi – nie zapomnę tego szalejącego na samą myśl o jajeczniczce apetytu i smaku.

Do tego oczywiście kromka jeszcze ciepłego chrupiącego chleba i kakao na mleku prosto od wiejskiej krowy.

Dziadek mało mówił, za to był bardzo pracowity i uczynny, a przede wszystkim znał się na medycynie naturalnej i ZIOŁACH.

Jak walczył w pierwszej wojnie światowej jeżdżąc konno z szablą u boku, to na infekcje, rany, nie było cudownych maści czy leków.

Często korzystał ze swojego zdobytego wojennego doświadczenia i zawsze jak byłam przeziębiona dostawałam zaparzoną LIPĘ z miodem i ciepłą kołdrę puchową.

Musiałam wypić gorącą LIPĘ i to jeszcze duszkiem, co było okropne. Wyobrażałam sobie wtedy, że piję pyszną herbatkę z dużą ilością soku malinowego.

W nocy wręcz wyciskałam pidżamę z potu, ale organizm stymulowany bronił się sam.

Czasami jak przychodziłam ze szkoły i bolał mnie brzuch od razu dostawałam kubek zaparzonej MIĘTY czy RUMIANKU. Nie przepadałam za tymi zapachami i specyficznym smakiem ziół. Czasami wypijałam zatykając sobie nos. Często było mi po takiej ziołowej herbacie jeszcze bardziej niedobrze, ale to było przejściowe, a brzuch powoli się rozluźniał i przestawał boleć.

Przy biegunce Dziadek serwował mi SUSZONE BORÓWKI, a jak bolało mnie gardło dostawałam napar z TYMIANKU, żeby nim je 3 razy dziennie płukać.

Pamiętam jeszcze wywar z KORY DĘBU, w którym się robiło nasiadówki w plastikowej miedniczce, jak się chodziło w przemoczonych ubraniach i podczas sikania piekło.

Dzisiaj wchodzę do apteki i wzdycham za swoim NATURALNYM DZIADKIEM, bo oczywiście ZIOŁA były tylko naturalną pomocą, ale organizm musiał walczyć sam z gorączką, z uczuleniem, z bólem czy z katarem.

Teraz na wszystko jest „coś”… . Od razu dostajesz magiczną tabletkę, recepturę, płyn, maść… i inne cuda.

Tracimy przez to czujność, nie słuchamy swojego organizmu, od razu zagłuszamy i zaśmiecamy lekami, które wiemy, że jedno przytłumią i być może naprawią, ale drugie mogą zepsuć (np. wątroba, nerki).

Konsumpcyjny styl życia zagłuszył w nas NATURALNYCH WOJOWNIKÓW, stajemy się hipochondrycznymi mięczakami… .

Dziadku wróć i zaparz mi pyszną LIPĘ z miodem…, a ja pod ciepłą kołdrą posłucham jak opowiadasz mi piękne historie, o tym jak to się kiedyś żyło, kiedy niczego nie było… a się potrafiło.

Wszystkim żyjącym w przewlekłym stresie serdecznie polecam popijanie z termosu ciepłego wywaru z MELISY.

Nie zapominajcie też POZOSTAĆ ZDROWO w RUCHU !

Żyjcie ZDROWO, NATURALNIE I KULTURALNIE :).

Marta Mrzygłód, #kulturazdrowia

mgr Marta Mrzygłód
Dyrektor Specjalistycznego Centrum Medycznego MOVEMED